Sercem ze swoją dzielnicą
ROZMOWA Z DOROTĄ STEGIENKĄ BURMISTRZEM DZIELNICY OCHOTA
- Pani burmistrz, skąd się Pani wzięła na fotelu burmistrza Ochoty?
– Od roku w naszym klubie „Zawsze z Ochotą” prowadziliśmy rozmowy, długie i trudne. Chcieliśmy coś zrobić dla naszej dzielnicy, chcieliśmy zacząć działać, bo nie byliśmy zadowoleni ze sposobu zarządzania Ochotą. Niestety, poprzedni zarząd uciekał od decyzji po stracie większości głosów w radzie, grał na zwłokę. A strata wynikła z tego, że nie słuchali krytycznych głosów, nie wyciągali wniosków. Nie było żadnej zdrady, chociaż tak próbowano to interpretować. W samorządzie nie można uciekać od demokracji, a w tym kierunku szły działania tej ekipy. Szukaliśmy wsparcia z drugiej strony, w klubie Prawa i Sprawiedliwości. I okazało się, że tu rozmawiamy po partnersku, że dochodzimy do porozumienia. Że można – i trzeba – oddzielić wielką politykę od tego co nasze ochockie, lokalne. Na naszym terenie, w samorządzie, nie ma miejsca na politykę. Zaczęło się od jednej sprawy, a potem poszło już dalej. Jak się jest sercem ze swoją dzielnicą i z jej mieszkańcami, to można się porozumieć i wspólnie działać.
- Pani ma duszę społeczniczki?
– Tak, zawsze chciałam coś robić, organizować, działać wspólnie z innymi. Tak było od najmłodszych lat. Jestem konsekwentna i uparta, a to w samorządzie jest bardzo ważne. Zawsze jest mi bliskie to, co dotyka mieszkańców, moich sąsiadów.
- Od kiedy jest Pani w samorządzie Ochoty?
– Byłam radną drugą kadencję. W czasie jej trwania zostałam wybrana najpierw na zastępcę burmistrza, a 4 października br. – na burmistrza. Na Ochocie mieszkam od zawsze, a moja rodzina od pokoleń. Znam tu każdą ulicę, każdy skwer czy zaułek. To wszystko jest mi bardzo bliskie, moje. Spotykam się z ludźmi i choć nie zawsze jestem w stanie im pomóc, to rozumiem ich problemy, bo jestem stąd. Ale nawet jeśli nie można pomóc, trzeba wysłuchać i zrozumieć. Albo poszukać innego rozwiązania, innego urzędu, wskazać inną drogę. Ważna jest szczerość, trzeba być prawdziwym. Burmistrzem się bywa, a mieszkańcem, sąsiadem jest się zawsze. Ludzie szybko wyczuwają szczerość, podobnie jak fałsz.
- Jakie są Pani plany na najbliższy czas i w dalszej perspektywie?
– Jest ich bardzo dużo – kulturalnych, oświatowych, inwestycyjnych i innych. Ale wszystko zależy od budżetu, który jest bardzo okrojony. A my musimy jeszcze dofinansować rozpoczęte i realizowane inwestycje, które były wcześniej niedoszacowane. Nie wszystko da się zrealizować, ale będziemy próbować. W obecnym zarządzie jest pełne zrozumienie, otwartość, więc dużo sobie po tym obiecuję. Na przykład strefa płatnego parkowania. Z ZDM-em trudno się dogadać, a musimy z nimi współpracować. Ludzie czują się oszukani rozwiązaniami, które im narzucono po konsultacjach, których tak naprawdę nie było, bo konsultowano co innego, niż potem narzucono. Abonament obszarowy dla mieszkańców za 600 zł rocznie to drogie rozwiązanie, a ma obowiązywać od 15 listopada, bo Rada Warszawy taką uchwałę przyjęła.
Ciągle, od lat nierozwiązany jest temat kładki nad torami na Rakowcu. Spotkaliśmy się w tej sprawie z władzami Włoch, bo to również ich bolączka – brak czynnej kładki utrudnia życie mieszkańcom obu naszych dzielnic. Ale kładka jest własnością PKP i to oni muszą ją rozebrać, a miasto następnie wybuduje nową.
Hala sportowa przy Szkole Podstawowej nr 264 jest ciągle w fazie projektu, ale już jest niedoszacowana. Szkoła się rozwija i oczekiwania społeczne duże.
Sprawa Reduty Ordona też ciągnie się od lat. Chcemy to miejsce godnie upamiętnić, stworzyć tam pawilon pamięci, rodzaj muzeum. Ale żeby to zrobić trzeba wykupić grunty, a na to nie mamy funduszy. Utworzyliśmy zespół, złożony z historyków i przedstawicieli Ministerstwa Kultury, które udało nam się sprawą zainteresować, więc może pieniądze na wykup się znajdą. Ogłosiliśmy też konkurs na dwa murale o tematyce Reduty Ordona, które mają powstać w bezpośrednim sąsiedztwie tego historycznego miejsca.
- To bardzo bogate i ambitne plany jak na połowę kadencji, bo tyle czasu zostało do kolejnych wyborów samorządowych…
– Ale to nie wszystko, trzeba zrobić znacznie więcej. Są jeszcze remonty podwórek, na które mieszkańcy bardzo czekają, bo chcą mieć ładne, zielone otoczenie. Rewitalizacja altanek śmietnikowych, „odbetonowanie” podwórek, nasadzenie roślin – to wszystko kosztuje, ale jest konieczne dla czystości i estetyki najbliższego otoczenia mieszkańców. Dogadujemy się ze wspólnotami mieszkaniowymi, ustalamy harmonogram prac, robimy tyle ile możemy w obecnej chwili.
Bardzo chciałabym zwiększyć środki na placówki wspomagania dziennego dla młodzieży, która bardzo ucierpiała w pandemii przez zamknięcie w domach i izolację od rówieśników. Jest w tej chwili ogromne zapotrzebowanie na imprezy kulturalne, spotkania, wspólne działania. Bardzo tego potrzebują nie tylko dzieci, ale także seniorzy. Wszyscy mają dość ograniczeń i izolacji, siedzenia w domu. Chcą być aktywni, spotykać się, coś wspólnie robić.
Mieszkańcom Ochoty bardzo doskwiera brak Urzędu Stanu Cywilnego. Po każdy dokument muszą jeździć do innych dzielnic, a przecież Ochota miała swój USC. I będzie miała, chcemy otworzyć go w nowej placówce przy ul. Pawińskiego 30 jeszcze w tym roku.
Jest jeszcze tyle spraw ważnych, pilnych do załatwienia. Rewitalizacja parków – na Rakowcu, czy Malickiego – choć trochę przydało by się odświeżyć zieleń i małą architekturę. Place zabaw też wymagają nakładów. No i od lat nierozwiązany problem wyprostowania Alej Jerozolimskich. Kiedyś trzeba to wreszcie zrobić. Z punktu widzenia mieszkańca wszystko jest ważne, a my jesteśmy po to, żeby to zrobić.
- Ogromne plany wymagają wielkiego zaangażowania i dużo czasu. Jak pani rodzina znosi Pani awans i tyle nowych obowiązków?
– To oczywiście wielkie wyzwanie i dla mnie, i dla moich bliskich. Ale u nas wszyscy są społecznikami, każdy coś robi dla innych, mamy to we krwi. Dziadek aktywnie działa w Radzie Seniorów, syn w szkolnym samorządzie, ja także jeszcze udzielam się w radach rodziców w szkołach moich synów. Rozumieją mnie i wspierają razem z moim mężem – po prostu mam cudowną rodzinę. Ale też ja nie robię niczego kosztem rodziny. Kluczem do wszystkiego jest dobra organizacja.
Rozmawiała: Danuta Wieluńska